W Raciborzu rusza produkcja pojazdów wojskowych. W halach dawnej fabryki Rafako powstaną podwozia dla polskiej armii. Premier Donald Tusk zapowiada stabilną przyszłość dla zakładów i 500 nowych miejsc pracy.
Lokalna duma w upadku
Nie tak dawno wydawało się, że Rafako dołączy do długiej listy polskich fabryk, które zostały rozmontowane, sprzedane, lub powoli gasły jak żarówka w piwnicy. Upadłość, konflikty z inwestorami, potężne długi i brak rentownych kontraktów — ten scenariusz znają aż za dobrze dziesiątki zakładów w Polsce. Tyle że w tym przypadku rząd postanowił się wtrącić.
Kilka miesięcy temu premier Donald Tusk ogłosił, że państwo nie pozwoli Rafako upaść, a z fabryki kotłów zrobi „zbrojeniowego tygrysa”. Wtedy wielu politycznych przeciwników uznało to za deklarację z gatunku „gruszek na wierzbie”. Teraz nadeszła pora na pokazanie efektów.
Wspólna produkcja Jelcza i RFK
W Raciborzu rusza produkcja pojazdów wojskowych Jelcz, a dokładniej podwozi, które będą wykorzystywane m.in. w systemach rakietowych i radarowych programu Narew. Produkcja zostanie ulokowana w halach po Rafako, obecnie należących do Raciborska Fabryka Komponentów (RFK).
„W 2012 roku ratowaliśmy zakłady Jelcza przed zniknięciem z mapy polskiego przemysłu. Dziś tutaj, w Raciborzu, wspólnym wysiłkiem dajemy szansę na rozpoczęcie wspólnej produkcji”
– ogłosił premier Tusk podczas wizyty w zakładzie.

Rząd chwali się, że projekt ma nie tylko przemysłowy, ale też społeczny wymiar. Nowa inwestycja ma stworzyć ponad 500 miejsc pracy i włączyć RFK w łańcuch dostaw polskiej zbrojeniówki. Partnerami będą MON i Wojsko Polskie, co oznacza stabilne zamówienia i odporność na kaprysy rynku.
Dlaczego Rafako padło
Żeby zrozumieć skalę zmiany, trzeba cofnąć się o krok. Rafako było przez dziesięciolecia symbolem polskiego przemysłu energetycznego. Projektowało i budowało kotły, instalacje odsiarczania, prowadziło inwestycje w kraju i za granicą. Problem w tym, że świat się zmienił szybciej niż Rafako. Spadające zamówienia z sektora węglowego, fatalne decyzje inwestycyjne i nieudane próby wejścia w nowe rynki doprowadziły firmę do katastrofy finansowej.
Gdy pojawiła się groźba likwidacji, rząd zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Za pośrednictwem Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP), Towarzystwa Finansowego „Silesia” i Polimex Mostostal utworzono RFK, która przejęła majątek Rafako. Następnie — co akurat w Polsce rzadkie — wyznaczono konkretny, realistyczny plan zagospodarowania hal produkcyjnych. Nie centrum handlowe. Nie osiedle deweloperskie. Produkcję.
Jelcz potrzebuje mocy
To nie przypadek, że partnerem została Jelcz. Firma od lat produkuje pojazdy dla polskiej armii, a od kilku sezonów ma więcej zamówień, niż jest w stanie zrealizować. W zbrojeniówce to nie jest problem luksusowy, tylko strategiczny: podwozia Jelcza stanowią bazę dla wyrzutni, radarów, systemów logistycznych i transportowych.

„Właściwie prawie wszystko, co jeździ w polskim wojsku, to jest Jelcz. W jakimś sensie nie tylko Jelcz zaangażował się, żeby w Raciborzu ratować produkcję, ale to miejsce też w jakimś sensie ratuje Jelcza, który powinien produkować więcej niż jest w tej chwili w stanie”
– przyznał premier.
Rozbudowa produkcji w Raciborzu ma pozwolić firmie z Jelcza-Laskowic zwiększyć moce wytwórcze bez konieczności budowania nowych hal od zera. W praktyce oznacza to szybsze dostawy sprzętu dla armii i mniejsze ryzyko, że krajowy przemysł zostanie zepchnięty przez zagranicznych kontrahentów.
Polityka, gospodarka i trochę propagandy
Nie da się ukryć, że rząd Tuska robi z tej inwestycji polityczną wizytówkę. Premier przypomina, że już wcześniej ratował Jelcza, więc teraz – jak twierdzi – historia zatacza koło. Złośliwi mogliby zauważyć, że łatwo ratować coś, co miało upaść po latach zaniedbań, a jeszcze łatwiej przyklejać sobie do tego plakietkę „sukcesu”.
Faktem jest jednak, że z punktu widzenia regionu i przemysłu obronnego decyzja ma sens. Racibórz to miejsce z zapleczem technicznym i inżynierskim. A armia potrzebuje sprzętu. Zwłaszcza w czasach, gdy wojna w Ukrainie zmusiła państwa europejskie do nagłego zbrojenia się.
700 milionów i drugie życie
Rząd przeznaczył na ratowanie Rafako i przekształcenie go w zakład zbrojeniowy 700 mln zł. To kwota, którą w Polsce często przepala się na same analizy, konsultacje i PowerPointy. Tym razem środki mają realnie uruchomić produkcję.
W kwietniu premier ogłosił przekazanie funduszy do ARP, a teraz zakład faktycznie przygotowuje się do wytwarzania pojazdów. Trzeba przyznać — jak na polskie tempo administracyjne — to dość szybka realizacja. Kto wie, może nawet zaskakująca dla części opozycji, która liczyła, że cała sprawa skończy się kolejnym „planem na papierze”.
Lokalny efekt domina
Nowa inwestycja to nie tylko 500 miejsc pracy w fabryce. To także kontrakty dla lokalnych poddostawców, transportu, usług logistycznych i branży szkoleniowej. Racibórz, który przez lata borykał się z odpływem młodych ludzi, ma szansę stać się małym, ale ważnym punktem na mapie polskiego przemysłu obronnego.
Premier podkreślał, że „determinacja ludzi, by zakład przetrwał”, była kluczowa. Brzmi patetycznie, ale trudno zaprzeczyć, że to lepszy los niż kolejny parking po fabryce.
Co dalej
Produkcja pojazdów Jelcza w Raciborzu ma ruszyć pełną parą w 2026 roku. Zakład zostanie włączony w łańcuch dostaw dla systemu obrony powietrznej i artylerii rakietowej, a w przyszłości być może także logistyki wojskowej.
Rząd zapowiada, że projekt jest elementem większej strategii wzmacniania krajowego przemysłu obronnego. Opozycja z kolei kręci nosem, zarzucając rządowi wykorzystywanie inwestycji do autopromocji. I zapewne obie strony mają po trochu racji.
Źródło: KPRM
