4,23% głosów, które zdobyła Magdalena Biejat, to najlepszy wynik kobiety w wyborach prezydenckich w historii Polski. Chociaż kobiety stanowią prawie 52% populacji naszego kraju, w polityce wciąż pozostają w mniejszości, szczególnie na stanowiskach wykonawczych.
Można to obserwować już na poziomie władz samorządowych. Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego zbadali, jakie bariery napotykają kobiety wchodzące do polityki.
Wśród samorządowej władzy wykonawczej w Polsce – czyli prezydentów miast, burmistrzów, wójtów – po wyborach w 2024 r. kobiety stanowią kilkanaście procent. To dużo czy mało? Zdaniem dr. hab. Adama Gendźwiłła, prof. ucz. z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, odpowiedź na to pytanie zależy od przyjętego punktu odniesienia.

– Jeśli skupimy się na porównaniu kolejnych punktów w czasie, to dopóki wskaźniki rosną, możemy powiedzieć, że jesteśmy na ścieżce konsekwentnie rosnącego udziału kobiet w polityce
– zauważa naukowiec.
Wskaźniki faktycznie idą w górę: obecne 16,5% prezydentek miast oznacza dwukrotny wzrost w ciągu 14 lat.
– Wiemy jednak, że jest to dalekie od proporcji udziału mężczyzn i kobiet w populacji albo w grupie osób wykształconych, czy też wśród osób o profesjach, które najczęściej są reprezentowane w elitach politycznych – prawników, urzędników, specjalistów. Te kilkanaście procent to rozczarowujący wynik, biorąc pod uwagę, jakie deklarujemy jako społeczeństwo ambicje i oczekiwania wobec równości
– podkreśla prof. Gendźwiłł.
Radni i radne pod lupą
Badacz zwraca uwagę na dysproporcję między obecnością kobiet w organach wykonawczych a w organach stanowiących – czyli w radach gmin i miast. Dla badaczy polityki radni to szczególnie interesująca grupa. To osoby niejako „zawieszone” pomiędzy grupą tzw. zwykłych obywateli a zawodowych polityków. Radni przeszli wyborczą weryfikację – czyli otrzymali mandat w demokratycznych wyborach i tworzą najliczniejszy segment w klasie politycznej.
Kobiety mają obecnie prawie 35% mandatów w radach gmin wiejskich i nieco ponad 32% w gminach miejskich i miejsko-wiejskich. Co sprawia, że decydują się na udział w lokalnym życiu politycznym i jak oceniają swoją w nim rolę? Jak wyglądają ich doświadczenia w porównaniu z tymi, które są udziałem ich kolegów z rad? W ramach projektu „Reprezentacja polityczna kobiet w samorządzie lokalnym” badacze pod kierownictwem prof. Gendźwiłła przeprowadzili badanie sondażowe, by poznać różnice pomiędzy mężczyznami i kobietami sprawującymi mandat radnego.
Kto zostaje radnym, a kto radną?
Ponad połowa radnych – bez względu na płeć – to osoby w wieku 40-59 lat. Tak wygląda struktura demograficzna zarówno rad, jak i uczestników badania. Z badania wynika, że 37% respondentów to rodzice niepełnoletnich dzieci, a w grupie osób poniżej 50. roku życia ten odsetek wynosił 67%. Co ciekawe, nieletnie dzieci mają raczej radni niż radne, ale to radne deklarowały większe zaangażowanie w opiekę nad potomstwem. Kobiety trafiają do rad raczej w starszym wieku niż mężczyźni i rzadziej niż oni mają wcześniejsze doświadczenia w działalności politycznej lub społecznej. Te informacje z życia prywatnego są istotne, ponieważ na aktywność polityczną, najczęściej łączoną z pracą zawodową, trzeba znaleźć czas.
Co motywuje kobiety do angażowania się w lokalne życie polityczne? Z badań wynika, że częściej niż mężczyźni robią to pod wpływem motywacji zewnętrznej. Innymi słowy, kobiety częściej trafiają do władz samorządowych, bo ktoś je do tego zachęcił bądź namówił. Pociąga to za sobą różne konsekwencje, zdarza się, że nie sposób poznać faktycznych kompetencji kobiet. W efekcie kobiety nie angażują się, ponieważ środowisko nie wie, że warto je zaangażować.
– Ludzie, którzy są już w polityce samorządowej, często zachęcają innych – tych, którzy mają predyspozycje – żeby się zaangażowali. Nasze badania pokazują, że kobiety mogą liczyć na podobną zachętę jak mężczyźni, ale preferowane są osoby z doświadczeniem. Kobiety rozważające zaangażowanie w politykę samorządową są zachęcane bardziej, gdy mają doświadczenie w działalności społecznej czy biznesie. Tylko skąd wiemy, jakie kto ma doświadczenie? Najczęściej z tego, jak sam o tym opowiada. Tymczasem z badań psychologicznych wiadomo, że kobiety mają tendencję do umniejszania swojego doświadczenia i nie są tak pewne w prezentowaniu swoich kompetencji jak mężczyźni. W efekcie nawet jeśli wychodzi nam z badania, że kobiety z doświadczeniem są nawet bardziej preferowane w polityce niż mężczyźni, pytaniem zostaje, czy kobiety faktycznie są tak postrzegane – mówi prof. Gendźwiłł.
Wiele zależy od punktu widzenia
Jak różnicę w obecności kobiet i mężczyzn w polityce widzą sami zainteresowani? Badanie naukowców z UW ujawniło, że zjawisko to interpretowane jest inaczej – w zależności od płci respondentów. Radni-mężczyźni (55,1%) uznali, że kobiet we władzach jest mniej, bo są mniej zainteresowane polityką niż mężczyźni, z czym zgadza się 42,4% kobiet. Wielu radnych uważa, że kobiety przedkładają obowiązki rodzinne nad karierę polityczną. Radne (50,5%) zauważyły, że kobiety nie otrzymują wystarczającego wsparcia od bliskich, żeby angażować się w politykę lokalną (bądź ogólnokrajową).
– Kobiecy punkt widzenia bardziej akcentuje rolę czynników zewnętrznych, które ograniczają szanse na wejście do polityki czy awansowanie w polityce, a mężczyźni, próbując wyjaśnić dysproporcje płci w polityce, częściej wspierają atrybucje wewnętrzne, czyli są skłonni uważać, że determinacja, ambicje kobiet nie są wystarczające, żeby wejść do polityki lub w niej awansować. Ta różnica punktów widzenia pokazuje, ze diagnoza problemu zależy od tego, kto diagnozuje. A pamiętajmy, że dużo kluczy do rozwiązania problemu niewielkiej obecności kobiet w polityce leży w rękach samych polityków, którzy decydują o regułach gry – systemie wyborczym, kształcie list kandydatów – mówi prof. Gendźwiłł.
Czytaj też: 18-letnia Oliwia wygrała walkę o życie. Walkę o sprawiedliwość przegrała przez neosędziego
Narzędzia do naprawy polityki
Dysproporcja między kobietami a mężczyznami w polityce nie jest wyłącznie kwestią polską. Nawet w krajach, gdzie podejście do równości płci jest znacznie bardziej progresywne niż u nas – na przykład w państwach skandynawskich – polityka wciąż pozostaje domeną mężczyzn. Obecnie tylko w Islandii kobiety stanowią większość wśród radnych gminnych. Już w 1975 r. islandzkie kobiety zorganizowały słynny „Dzień bez Kobiet”, który sparaliżował kraj i zmusił opinię publiczną do refleksji nad rolą kobiet w społeczeństwie.
Z biegiem lat coraz więcej czynników sprzyja większej równości w świecie polityki. Zachętą dla kobiet, które rozważają kandydowanie w wyborach, są tzw. kwoty (parytety) płci. To mechanizm, który wymusza na komitetach wyborczych, by przynajmniej 35% miejsc na listach otrzymały kandydatki. Mechanizm został wprowadzony w 2011 r. dzięki nowelizacji Kodeksu wyborczego i dzięki temu z wyborów na wybory widać, że czynny udział kobiet jest coraz większy. Sama obecność na liście niewiele jednak znaczy – na sukces w głosowaniu znacznie częściej mogą liczyć osoby z pierwszych pozycji. Tymczasem wciąż zdarza się, że „obowiązkowe” kobiece kandydatury pojawiają się dopiero na końcu, na mniej eksponowanych miejscach.
Jak pokazuje badanie, zdaniem kobiet-radnych organizacje polityczne bardziej wspierają mężczyzn, bo uważają, że oni lepiej nadają się do polityki. Sądzi tak 72,5% respondentek oraz 33,7% respondentów. Ponadto 40,4% respondentek uznało, że kobietom brakuje kontaktów w świecie polityki. Tego samego zdania było 16,9% mężczyzn.
– Pamiętajmy, że elity polityczne i ich wymiana to system o dużej bezwładności. Działa tu coś, co nazywamy przewagą urzędowania: większe szanse na wybór mają ci, którzy już sprawują urząd, a wciąż to są głównie mężczyźni i trudno jest tę dysproporcję szybko przełamać
– dodaje prof. Gendźwiłł.
Nie taka kobieca polityka kobiet
Niemal połowa respondentek i co trzeci respondent uznali, że to sami wyborcy wolą głosować na mężczyzn w wyborach lokalnych bądź ogólnokrajowych. Wyniki różnych głosowań potwierdzają tę tezę. Dlaczego tak się dzieje? Być może motywacją wyborców jest nadzieja na „męską” politykę i koncentrowanie się na sprawach istotnych dla ogółu, a nie tylko dla samych kobiet. Tymczasem intuicja, że kobiety-polityczki automatycznie wspierają „kobiece sprawy”, nie znajduje pełnego potwierdzenia w danych.
W innym badaniu prof. Gendźwiłł z zespołem sprawdzali, jak wygląda kwestia usług opiekuńczych w miastach i gminach, w których stanowisko wójta, burmistrza lub prezydenta sprawuje kobieta. Usługi opiekuńcze, a więc m.in. dostępność żłobków, mają kluczowe znaczenie dla szans kobiet na rynku pracy.
– Z naszych badań wynika, że nie ma istotnej przyczynowo-skutkowej relacji między wyborem kobiety na burmistrza czy wójta ze zwiększeniem nakładów na przedszkola i żłobki – mówi badacz. – Gdy w Polsce intensywnie rozwijały się przedszkola i żłobki, działo się to w różnych gminach, niezależnie od płci burmistrza.
Dlaczego kobiety przy władzy nie zadbały bardziej niż mężczyźni o sprawy innych kobiet?
– Jedną z hipotez jest to, że kobiety na stanowiskach decyzyjnych – otoczone przez mężczyzn – nie są w stanie skutecznie zabiegać o priorytety istotne dla swojej grupy. Choć burmistrzowie w Polsce sporo mogą, być może potrzebna jest „masa krytyczna” również wśród radnych. Spekulujemy również, że gdy jakiś kierunek rozwoju usług publicznych jest wyraźnie promowany przez władze centralne – np. przez programy takie jak „Maluch” – płeć rządzących w gminach nie ma takiego znaczenia. Do tego jeszcze zmiana polityk publicznych może wymagać czasu dłuższego niż jedna kadencja. Ale im dłuższy czas od wyborów, tym więcej różnych dodatkowych czynników się nakłada i coraz trudniej stwierdzić, czy za to, jak wyglądają usługi publiczne, rzeczywiście odpowiada zmiana rządzących – podsumowuje prof. Gendźwiłł.
Źródło: serwisnaukowy.uw.edu.pl