Za dwa dni o Dudzie zapomnimy. Kulawa kaczka właśnie znika z radarów

Data:

Andrzej Duda po prezydenturze nie zostaje liderem żadnej formacji, nie obejmuje funkcji w NATO ani ONZ, nie zakłada partii ani think-tanku. Po dziesięciu latach urzędowania, były prezydent Polski znika z pola widzenia. Nie ma zaplecza, wpływów ani politycznego pomysłu na siebie.


Złudzenia o powrocie: „Premier? Czemu nie?”

W czerwcu 2025 roku Andrzej Duda, jeszcze jako urzędujący prezydent, udzielił zaskakującej wypowiedzi na antenie Radia Wnet. Zapytany o plany na przyszłość, nie wykluczył objęcia funkcji premiera, sugerując, że jego polityczna misja mogłaby zostać przedłużona, jeśli „państwo będzie tego potrzebowało”.

„To godna funkcja, wykonawcza, najważniejsza w państwie”

– podkreślił, jednocześnie zaznaczając, że nie zamierza ubiegać się o mandat posła.

„To nie przystoi byłej głowie państwa. Start w wyborach z listy partyjnej, walka o miejsce w okręgu – nie. To nie jest moja droga”

– dodał.

Taka deklaracja mogła brzmieć jak początek nowego etapu kariery, a nawet jak powrót do polityki w nowej roli – z silniejszym mandatem, może nawet jako figura jednocząca podzieloną prawicę. Jednak niemal natychmiast pojawiły się pytania: kto miałby go poprzeć? Na czyje listy miałby trafić? Jaki klub parlamentarny miałby go desygnować?

W polskim systemie parlamentarnym premierem zostaje ten, kto ma poparcie większości sejmowej – albo jako lider partii, albo jako kandydat uzgodniony przez dominującą koalicję. Andrzej Duda po prezydenturze nie stoi na czele żadnego ugrupowania, nie kieruje frakcją, nie ma formalnych wpływów w PiS, a jego relacje z kluczowymi graczami w obozie prawicy są bardzo chłodne. Jarosław Kaczyński – jedyny, który realnie mógłby go desygnować – od lat nie rozmawia z Dudą, a publiczne wypowiedzi prezesa PiS sugerują wręcz polityczną separację.

W rzeczywistości, deklaracja o gotowości do objęcia funkcji premiera miała raczej charakter politycznego SOS – próbę przypomnienia o sobie, może sondowania nastrojów w obozie prawicy. Jednak w kuluarach PiS została ona przyjęta z zakłopotaniem lub irytacją, a żaden z wpływowych polityków nie podjął tematu. W mediach społecznościowych i komentarzach analityków dominowała opinia, że „Duda nie ma z kim, nie ma gdzie i nie ma jak” wracać do realnej władzy wykonawczej.


Bez ludzi, bez struktur, bez znaczenia

Jedną z najważniejszych miar politycznej skuteczności – szczególnie w polskim systemie – jest umiejętność budowania trwałego zaplecza personalnego i instytucjonalnego. Prezydent, który chce odgrywać rolę także po zakończeniu kadencji, musi mieć ludzi, kanały komunikacji i struktury – tak, by jego wpływy nie kończyły się wraz z oddaniem kluczy do Pałacu. Andrzej Duda tego nie zrobił.

W ciągu dwóch kadencji nie wyhodował żadnego własnego środowiska politycznego. Otaczał się doradcami, którzy – choć lojalni i często kompetentni – nie przeszli testu samodzielności. Krzysztof Szczerski przeniósł się do dyplomacji i pełni funkcje w instytucjach międzynarodowych. Paweł Soloch wycofał się z polityki czynnej. Andrzej Zybertowicz pozostał głównie komentatorem i ekspertem medialnym, bez ambicji budowy formacji czy ruchu społecznego.

Ci, którzy próbowali wejść na scenę polityczną z rekomendacji prezydenta, zderzyli się ze ścianą rzeczywistości. Przykładem są Marcin Drewa i Piotr Karczewski, startujący z list PiS w wyborach parlamentarnych 2023 roku. Mimo bliskich relacji z Dudą, nie uzyskali mandatów – co pokazało, że sygnatura prezydencka nie działa mobilizująco na wyborców, ani nie przekłada się na siłę polityczną.

Fakty Plus Informacje
Autorstwa Kancelaria Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, CC BY-SA 3.0 pl

Na tym lista niedostatków się nie kończy. Andrzej Duda nie stworzył żadnej instytucji, która mogłaby stanowić przedłużenie jego obecności w przestrzeni publicznej. Nie założył fundacji, nie powołał instytutu, nie zbudował think-tanku, nie prowadzi własnego portalu czy medium opinii. Nawet profil społecznościowy prezydenta – prowadzony przez kancelarię – po zakończeniu kadencji znika z aktywnego użytku. To brak nawet podstawowego kanału kontaktu z opinią publiczną.

W rezultacie, kiedy Andrzej Duda opuszcza Pałac Prezydencki, robi to w absolutnej politycznej samotności. Nie stoi za nim żadna frakcja, żadne środowisko akademickie, żadne struktury terenowe, żadne zaplecze medialne. Nie jest liderem, nie jest inspiratorem, nie jest mentorem dla młodszego pokolenia.

W przeciwieństwie do Lecha Wałęsy, który po prezydenturze stał się symbolicznym punktem odniesienia, czy Aleksandra Kwaśniewskiego, który zbudował rozpoznawalną markę na forum międzynarodowym – Duda nie ma czego przekazać i nie ma komu. To polityk bez armii, bez planu, bez kanału wpływu – a więc także bez znaczenia w przyszłym rozdaniu.


Zimna wojna z Nowogrodzką

Relacje Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim – niegdyś pełne deklaratywnego zaufania i lojalności – przez lata uległy erozji, prowadząc do niemal całkowitego zerwania kontaktów między Pałacem Prezydenckim a centralą Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej. Choć to Kaczyński wypromował Dudę na kandydata w 2015 roku, a zwycięstwo młodego, mało znanego europosła było wówczas największym sukcesem politycznym PiS od lat, sojusz ten długo nie przetrwał.

Punktem zwrotnym okazał się rok 2017, gdy Duda zawetował dwie kluczowe ustawy dotyczące reformy sądownictwa, przygotowane przez rząd i ministra Zbigniewa Ziobrę. To było pierwsze, otwarte „nie” wobec partii, która go wyniosła do władzy, i zarazem sygnał, że Pałac może zacząć prowadzić niezależną grę polityczną. Duda zyskał wtedy na chwilę sympatię umiarkowanych wyborców, ale w PiS rozpętała się burza. Część polityków mówiła wprost o zdradzie, inni domagali się „przypomnienia prezydentowi, kto go wybrał”.

W kolejnych latach napięcia tylko narastały. Prezydent coraz częściej komunikował się poza partyjnym kanałem, prowadząc aktywną politykę zagraniczną – zwłaszcza w relacjach z USA (zarówno za prezydentury Trumpa, jak i Bidena) oraz z Ukrainą. W kontekście wojny za wschodnią granicą Duda wielokrotnie wyprzedzał PiS, nadając ton debacie publicznej i podejmując działania wykraczające poza uzgodnienia z rządem. O ile dla wyborców było to przejawem samodzielności, o tyle dla kierownictwa partii – przejawem nielojalności i braku dyscypliny.

Do pełnej izolacji doszło w ostatnim roku prezydentury. W 2024 roku Jarosław Kaczyński w rozmowie z mediami przyznał:

„Nie rozmawiałem z prezydentem od 4,5 roku.”

Ta krótka wypowiedź była politycznym trzęsieniem ziemi – pokazującym, że obaj panowie od dawna funkcjonują w równoległych rzeczywistościach, nie tylko bez kontaktu, ale wręcz bez wzajemnego uznania.

W oczach Nowogrodzkiej Andrzej Duda stał się użytecznym wykonawcą, ale nie partnerem. Zawisł między lojalnością a niezależnością – i przegrał na obu frontach.

Jednocześnie prezydent nie zdobył zaufania żadnego innego środowiska politycznego, które mogłoby go przyjąć jako lidera. Dla centrowych liberałów był zbyt długo związany z PiS. Dla skrajnej prawicy – zbyt „miękki” i zbyt prozachodni. Dla Konfederacji – zbyt bezbarwny. Efekt? Duda zniknął z obiegu – nie został zaproszony do żadnej gry.

W efekcie, na finiszu swojej prezydentury, Andrzej Duda jest bardziej politycznym samotnikiem. Stracił wpływ na rząd, na partię, na kształt list wyborczych. Jego głos przestał być słyszalny tam, gdzie kiedyś miał wagę podpisu.


Flirt z Mentzenem? PiS nie wybaczył

W kampanii prezydenckiej 2025 Andrzej Duda postanowił zaskoczyć wszystkich – spotkał się z liderem Konfederacji, Sławomirem Mentzenem, na długo przed drugą turą wyborów. Na zdjęciu opublikowanym przez Mentzena widać spacer po ogrodach Kancelarii i serdeczne gesty.

Dla PiS to było polityczne bluźnierstwo. Duda spotyka się z przeciwnikiem ich kandydata – Karola Nawrockiego – i daje mu „dobre rady”. W kuluarach mówiło się, że to Marcin Mastalerek, szef gabinetu Dudy, próbował zbudować most między Konfederacją a byłym prezydentem. Ale i ten most nie przetrwał próby czasu.


Trump, NATO i consulting – wszystkie ścieżki zamknięte

Przez lata spekulowano, że Andrzej Duda po prezydenturze może dostać stanowisko międzynarodowe – w NATO, ONZ albo jako specjalny wysłannik USA w Europie Środkowo-Wschodniej. Ale Donald Trump, choć wrócił do Białego Domu, nie zadzwonił.

Duda nie dostał żadnej propozycji z Waszyngtonu. Republikanie postawili na Karola Nawrockiego – nowego prezydenta Polski, który z entuzjazmem podchodzi do Trumpowskiej wizji świata. Dla Trumpa Duda jest już tylko byłym sojusznikiem bez funkcji – a to oznacza brak wartości w realpolitik.


Jedyny konkret: organizacja przyjaciół Ukrainy

Wśród wielu domysłów tylko jedna propozycja wydaje się dziś realna: ukraiński ekspert Jewhen Mahda zaproponował, by Duda stanął na czele „globalnej organizacji przyjaciół Ukrainy” – instytucji wspierającej Kijów w wojnie i odbudowie.

„Duda zasługuje, by zostać twarzą międzynarodowego wsparcia. To on przyczynił się do uruchomienia ponad 45 pakietów pomocy”

– powiedział Mahda w rozmowie z PAP.

W czerwcu 2025 roku prezydent Zełenski odznaczył Dudę Orderem Wolności, najwyższym ukraińskim odznaczeniem dla cudzoziemców. To kapitał symboliczny – ale na razie bez konkretnej instytucji, budżetu i mandatu.


Wersja B: consulting, wykłady, akademia

Gdy zawiodły scenariusze polityczne – zarówno w kraju, jak i za granicą – coraz częściej mówi się, że Andrzej Duda po prezydenturze może obrać ścieżkę ekspercko-edukacyjną. To droga, którą w przeszłości wybierało wielu byłych przywódców: z jednej strony pozwala zachować prestiż, z drugiej – nie wymaga już udziału w bezpośredniej walce politycznej.

Według źródeł cytowanych przez „Newsweek”, „Onet” i „Rzeczpospolitą”, najbardziej realny kierunek to powrót do sektora pozarządowego, gdzie były prezydent mógłby wykorzystać swoje doświadczenie międzynarodowe i dyplomatyczne. W grę wchodzą trzy główne ścieżki:

  • consulting międzynarodowy – doradztwo w zakresie bezpieczeństwa, stosunków transatlantyckich i Europy Środkowo-Wschodniej;
  • cykle wykładów i prelekcji akademickich, zarówno w Polsce, jak i za granicą (głównie w USA, Niemczech i Izraelu, gdzie Duda zyskał pewną rozpoznawalność);
  • współpraca z think-tankami prawicowymi i konserwatywnymi fundacjami, np. w Waszyngtonie, Brukseli czy Budapeszcie.

Jeden z jego byłych współpracowników powiedział anonimowo w rozmowie z „Newsweekiem”:

„Gdyby Trump dał zielone światło, Duda mógłby otworzyć biuro konsultingowe w USA. Ma kontakty, nazwisko, zdjęcia z Białego Domu. Ale dziś to melodia niepewnej przyszłości.”

Taka ścieżka – choć mniej widowiskowa niż stanowiska w ONZ czy NATO – może okazać się najbardziej realistyczna i stabilna. Duda jest prawnikiem z doktoratem, ma doświadczenie w instytucjach europejskich (był europosłem), zna języki obce i potrafi przemawiać na forach międzynarodowych. To wystarczające atuty, by znaleźć niszę w sektorze doradztwa geopolitycznego, gdzie były prezydent mógłby udzielać się jako komentator, ekspert lub nieformalny pośrednik między instytucjami.


Wzrost zachorowań na kiłę – raport PZH-PIB

W grę wchodzi także powrót do środowiska akademickiego, np. poprzez objęcie funkcji profesorskiej lub katedry gościnnej na Uniwersytecie Jagiellońskim, z którym był związany na początku kariery. Choć Duda nie jest postrzegany jako wybitny intelektualista, jego doświadczenie polityczne i dyplomatyczne może być atrakcyjne dla niektórych uczelni – zwłaszcza tych, które szukają znanych nazwisk do międzynarodowych programów.

Problemem pozostaje jednak brak jasno określonej specjalizacji i wizerunkowej wiarygodności. Duda nie jest autorem książki, nie prowadził samodzielnej szkoły myślenia, nie zapisał się trwałym śladem w żadnym z obszarów publicznej debaty. To sprawia, że jego przyszła rola będzie raczej wspierająca niż przywódcza.

Jak ujął to jeden z komentatorów „Rzeczpospolitej”:

„Duda może być doradcą, może być ambasadorem kontaktów, może być głosem w panelach eksperckich. Ale liderem już nie będzie. Tę szansę przegapił, mając ją przez 10 lat w ręku.”


Andrzej Duda po prezydenturze to dziś postać bez funkcji, bez głosu i bez planu. Deklaracja o premierostwie to bardziej sygnał rozpaczy niż polityczna strategia. Spotkania z Mentzenem, milczenie Trumpa, brak własnego zaplecza – to wszystko pokazuje, że były prezydent definitywnie kończy swoją drogę w polityce.


Źródła:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij post:

Popularne

Czytaj więcej
Related

Bus utknął na przejeździe, został rozpruty przez pociąg. Policja publikuje dramatyczne nagranie

Obejrzyj film i przypomnij sobie zasady bezpieczeństwa – ten...

Gdzie w Polsce jest najczystsza woda? GIOŚ publikuje najnowszą listę jezior i rzek

Nowy raport Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska pokazuje, które akweny...

Autobusem miejskim chciał jechać z Zakopanego do Krakowa.

Nie trafił na Izbę, po rozmowie z Policją stan...

Ultraprzetworzona żywność a zdrowie psychiczne. Czy to, co jemy, zmienia nasz mózg?

Żywność ultraprzetworzona (UPF) może nie tylko szkodzić zdrowiu fizycznemu,...