W Nowym Jorku, pod koniec 2024 roku, polscy eksperci dostali na zaledwie kilka godzin do rąk rękopis Ballady f-moll op. 52 Fryderyka Chopina. Dokument od dziesięcioleci spoczywał w sejfie prywatnego właściciela, niedostępny dla badaczy i konserwatorów. Kiedy wreszcie pozwolono go obejrzeć, okazało się, że kryje tajemnicę – dwie wersje tej samej melodii.
Polscy badacze mieli mało czasu na badania
Do oceny autentyczności rękopisu powołano zespół złożony z muzykologa, konserwatorki i chemiczki. Dr hab. Barbara Wagner z Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego wspomina w rozmowie z serwisem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego:

„Dostaliśmy informację, że rękopis zostanie nam udostępniony na kilka godzin, podczas których powinniśmy wyrobić sobie zdanie na temat oceny autentyczności tego obiektu. Ja badałam atrament, doświadczona konserwatorka – pani Agata Lipińska z Biblioteki Narodowej oceniła papier, a prof. John Rink, jeden z największych autorytetów w zakresie twórczości Fryderyka Chopina z Uniwersytetu Cambridge, analizował zapis muzyczny”.
Wszystko odbywało się w obecności przedstawiciela właściciela i dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina dr. Artura Szklenera.

Dwie melodie, jeden rękopis
Podczas oględzin muzykologicznych badacze dostrzegli coś niezwykłego. Część rękopisu była zamazana i przykryta poprawkami. Pod spodem jednak krył się wcześniejszy zapis.
„Muzykolodzy oglądający rękopis zobaczyli więc dwie melodie i byli tym zachwyceni” –
mówi prof. Wagner. Oznaczało to, że Chopin w trakcie pracy zmienił metrum – przepisał utwór w nowym podziale rytmicznym. Dokument stał się więc nie tylko zapisem gotowej Ballady, lecz także świadectwem procesu twórczego kompozytora.

Nowe technologie w służbie historii
Ekspertyza chemiczna potwierdziła, że rękopis zapisano dwoma atramentami. Pięciolinie wykonano atramentem roślinnym, a nuty – żelazowo-galusowym, najczęściej stosowanym w XIX wieku.
– „Obserwacje mikroskopowe atramentu przeprowadziłam, wykonując dokumentację fotograficzną w świetle widzialnym, w ultrafiolecie i podczerwieni. Dzięki temu udało się potwierdzić, że rękopis został zapisany dwoma atramentami, które inaczej zachowują się w różnych zakresach promieniowania elektromagnetycznego”
– tłumaczyła prof. Wagner.
Badania wykazały też oznaki tzw. korozji atramentowej, czyli chemicznego osłabienia papieru pod wpływem żelaza. Rękopis zakwalifikowano do II stopnia zagrożenia, co oznacza konieczność stałego nadzoru konserwatorskiego.

Skarb, który przetrwał w sejfie
To, że dokument zachował się w tak dobrym stanie, było w dużej mierze dziełem przypadku. Rękopis przez dekady leżał nietknięty w sejfie prywatnego kolekcjonera w Nowym Jorku. Nie trafił w ręce konserwatorów lat 60. i 70., którzy często stosowali inwazyjne zabiegi chemiczne.
– „Mamy teraz pełną świadomość, że w każdej chwili może się pojawić lepsze rozwiązanie techniczne, zatem pozostawiamy otwartą możliwość dla takich działań w przyszłości. Dawniej zbyt pochopnie stosowano wybielacze czy kąpiele chemiczne, które mogły zniszczyć obiekt. Tutaj rękopis został szczęśliwie ocalony”
– podkreśla Wagner.
Od Nowego Jorku do Warszawy
Rękopis Ballady f-moll po raz pierwszy został zaprezentowany w Polsce na początku 2025 roku. Podczas konferencji prasowej w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina wykonano obie wersje utworu – pierwotną i tę ostateczną. Minister kultury Hanna Wróblewska nazwała dokument bez wahania „skarbem”.
Znaczenie odkrycia
Historia rękopisu pokazuje, jak wielką rolę odgrywa interdyscyplinarna współpraca. Dzięki połączeniu pracy muzykologów, konserwatorów i chemików udało się nie tylko potwierdzić autentyczność dokumentu, lecz także odkryć w nim coś, co wydawało się niemożliwe – dwa Chopiny w jednym utworze.
To wydarzenie uświadamia, że rękopisy mistrza kryją jeszcze wiele tajemnic. A każda godzina spędzona nad nimi – nawet jeśli udostępnione są tylko na chwilę – może przynieść odkrycia o ogromnym znaczeniu dla historii muzyki i kultury.
Źródło: serwisnaukowy.uw.edu.pl- Skarb, którego nikt nie badał. Tropem jednego z najwybitniejszych Polaków