Przemierzają nawet 100 metrów, tropią ludzi i mogą przenosić śmiertelne wirusy. Są większe, szybsze i bardziej niebezpieczne niż nasze rodzime gatunki. Czy Polska staje się nowym domem dla afrykańskich kleszczy Hyalomma?
Czy polskie łąki i lasy zamieszkują już kleszcze z Afryki i Azji? Czy to one teraz mogą czyhać na nasze łydki w czasie spaceru? Coraz więcej doniesień wskazuje na obecność w Polsce egzotycznych gatunków z rodzaju Hyalomma, uznawanych za jedne z najgroźniejszych kleszczy na świecie. Ich pojawienie się wiąże się z realnym zagrożeniem – nie tylko ze względu na ich rozmiar i zachowanie, ale przede wszystkim przez możliwość przenoszenia wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej. Co wiemy dziś o tych niepokojących przybyszach?
Kleszcz, który tropi ofiarę
Nie czekają w zaroślach. Nie polują z zasadzki. Tropią. Widzą ofiarę z kilku metrów, biegną za nią i mogą przejść nawet 100 metrów w poszukiwaniu żywiciela. To nie scenariusz horroru, lecz cechy kleszcza Hyalomma – groźnego przybysza z południa, który może roznosić śmiertelne wirusy.
Większość z nas przyzwyczaiła się do myśli, że kleszcze to bierne pajęczaki – siedzące na źdźble trawy, czekające na swoją okazję. Ale Hyalomma to zupełnie inna historia. Ten kleszcz nie czeka – on goni. Potrafi zauważyć człowieka z odległości kilku metrów, ruszyć w jego stronę i przemieszczać się nawet przez 10 minut, pokonując w tym czasie dystans 100 metrów.
– „To prawdziwy tropiciel. Posiada bardzo dobrze rozwinięty wzrok. Zachowuje się bardziej jak drapieżnik niż pasożyt”
– mówi prof. dr hab. Anna Bajer z Zakładu Eko-epidemiologii Chorób Pasożytniczych na Uniwersytecie Warszawskim.
– „To zachowanie radykalnie różni się od naszych rodzimych gatunków, które są pasywne i praktycznie niewidoczne”.
Jego ciemne, połyskujące ciało i prążkowane, długie odnóża trudno pomylić z czymkolwiek innym. Dorosłe samice Hyalomma są nawet cztery razy większe od kleszcza pospolitego. Kiedy wczepiają się skórę konia, krowy lub – coraz częściej – człowieka, potrafią żerować przez wiele dni.
Co robi kleszcz z Afryki na Mazurach?
Zeszłoroczna wiadomość o pojawieniu się Hyalomma na Dolnym Śląsku była jak uderzenie dzwonu. Informacja rozeszła się szybko – i równie szybko zniknęła z mediów. Tymczasem naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego postanowili przyjrzeć się sprawie dokładnie. Tak powstał projekt nauki obywatelskiej – „Monster Tick. Narodowe kleszczobranie”.
– „Chcieliśmy sprawdzić, ile w tych doniesieniach prawdy. Nie przez spekulacje, ale przez twarde dane – fizyczne osobniki z konkretnych miejsc w Polsce”

– tłumaczy prof. Bajer.
Zainteresowanie przerosło oczekiwania. Do zespołu napłynęło ponad 600 zgłoszeń online, a fizycznie otrzymano około 60 przesyłek z kleszczami. Wśród nich 11 potwierdzonych Hyalomma, w tym najbardziej egzotyczny gatunek Hyalomma rufipes, rodem z Afryki.
– „To, że udało się namierzyć rufipes w Polsce, było dla nas szokiem. To kleszcz typowo afrykański. Dotąd nie był notowany tak daleko na północ”
– przyznaje badaczka.
Gdzie już są?
Na mapie Polski, którą zaznaczają badacze, pojawiają się nowe punkty. Tokary na Pomorzu, Piecki na Mazurach, Barankowo w Kujawsko-Pomorskiem, Wągrowiec i Wronki w Wielkopolsce. Dalej na południe: Kraków (w dwóch miejscach), Gorzków Nowy, Piotrków Trybunalski i Poręba na Śląsku.
– „Piecki? To mnie zaskoczyło”
– komentuje prof. Bajer. –
„Mamy też dwa osobniki z Poręby, z dwóch różnych domów, ale przy tej samej ulicy. To może oznaczać lokalną populację. Albo przypadek. Nie możemy tego jeszcze rozstrzygnąć”.
Trzy osobniki zdjęto z koni, jeden z krowy. Dwa przyniesiono z domów, gdzie poruszały się swobodnie po podłodze lub meblach. Jeden z nich – co szczególnie zaskoczyło naukowców – został znaleziony pod koniec listopada.
– „Taki późny egzemplarz daje do myślenia. Czy zimował? Jeśli tak, to znaczy, że mamy przełom”
– mówi prof. Bajer.
– „Bo jeśli dorosły kleszcz został znaleziony tak późno, nie mógł się rozwinąć w sezonie. A to oznacza, że przetrwał zimę w Polsce”.
Dlaczego Hyalomma budzi strach?
Poza rozmiarem i zachowaniem, Hyalomma niesie ze sobą zagrożenie bardziej niewidoczne, ale znacznie poważniejsze. Przenosi wirusa gorączki krwotocznej krymsko-kongijskiej (CCHF) – patogenu, którego śmiertelność może sięgać nawet 40%.
– „To nowy patogen dla Europy. Zakażenie może prowadzić do ciężkiego zespołu wielonarządowego – krwotoków, wstrząsu i śmierci”
– ostrzega prof. Bajer. –
„Nie mamy jeszcze dowodów na obecność wirusa w Polsce, ale to tylko kwestia czasu, jeśli kleszcz się zadomowi”.
Najnowszy przypadek CCHF w Europie potwierdzono w Hiszpanii w maju 2025 roku. Mężczyzna został ugryziony przez kleszcza 25 maja, a już dwa dni później trafił do szpitala z gorączką, wymiotami i bólem głowy. Jest w stanie ciężkim, ale stabilnym.
Nasz bohater jest uważany za najważniejszego nosiciela wirusa gorączki krwotocznej krymsko-kongijskiej. Wirus jest uważany za nowy patogen w Europie. Może wywołać u ludzi ciężki zespół wielonarządowy – gorączkę, wstrząs i krwotok. Już to jest wystarczającym powodem, by śledzić, jak przenoszący go kleszcz rozprzestrzenia się po Europie. Co prawda, specjaliści przewidują, że ryzyko, iż ptaki wędrowne zawloką ten wirus za pośrednictwem kleszczy, będzie niskie, ale równocześnie został on uznany za rosnący problem. Pojawiły się przypadki kliniczne u ludzi w Turcji (2002) czy Grecji (2008). A badania seroprewalencji – czyli obecności przeciwciał wobec konkretnego patogenu – wykazały dowody na krążenie wirusa na Węgrzech, w Portugalii i w Rumunii.
Europa już mierzy się z Hyalomma
W Niemczech w latach 2019–2023 w ramach analogicznego projektu obywatelskiego zebrano aż 212 dorosłych kleszczy Hyalomma. Z czego 44% było nosicielami patogennych riketsji – bakterii mogących wywołać m.in. gorączkę plamistą.
We Francji w 2022 roku w regionach hodowli koni i bydła przebadano niemal tysiąc osobników. U 1,3% wykryto wirusa CCHF. Rok później w Pirenejach Wschodnich – już u 14,2%.

Czy Polska staje się nowym siedliskiem?
To wciąż pytanie otwarte. Hyalomma wciąż trafiają do nas jako „pasażerowie na gapę” – przyczepione do migrujących ptaków. Ale coś się zmieniło.
– „Jeszcze 20 lat temu większość takich larw ginęła. Niska temperatura, wilgoć – klimat im nie sprzyjał. Dziś – mają szansę. Polska się ociepla, staje się dla nich przyjazna”
– mówi prof. Bajer.
A co, jeśli przenoszą nie tylko siebie, ale i wirusa?
– „Jeśli warunki środowiskowe będą sprzyjały kleszczom, to będą też sprzyjały wirusowi. To nie jest tylko problem tropików. To zaczyna być nasz problem”
– podsumowuje.

Bać się, czy nie?
Zespół naukowców kierowany przez prof. Annę Bajer zainicjował w ubiegłym roku projekt o nazwie „Monster tick – Narodowe kleszczobranie”. Jego celem jest sprawdzenie i zmapowanie występowania Hyalomma w Polsce – wiedza o obecności tych kleszczy ma pomóc w zapobieganiu przenoszonym przez nie chorobom. „Narodowe kleszczobranie” jest projektem „nauki obywatelskiej” – naukowcy korzystają ze wsparcia społeczeństwa i dzielą się ze społeczeństwem zebraną wiedzą.
Projekt ruszył w ubiegłym roku, potrwa minimum dwa lata. Wzbudził duże zainteresowanie – ponad 600 zgłoszeń on-line. Do tej pory Wydział Biologii odebrał ok. 60 przesyłek, wśród których zidentyfikowano 11 osobników Hyalomma. Wśród przebadanych kleszczy naukowcy rozpoznali dwa gatunki. Ostatni egzemplarz – co zadziwiło badaczy – pojawił się późno, 24 listopada.
Jak szacowali specjaliści, klimatycznie przyjazne dla kleszczy jest ok. 60% powierzchni Polski, zwłaszcza południe. Ale gdy spojrzeć na mapę, na której zaznaczone są miejsca, gdzie zidentyfikowano Hyalomma – widać też północne krańce kraju. Kleszcze pojawiły się na Pomorzu – w Tokarach niedaleko Gdańska, a także w Pieckach na Mazurach. Dały się zauważyć (i złapać) w Barankowie w Kujawsko-Pomorskiem, w Wągrowcu oraz Wronkach w Wielkopolsce, w Piotrkowie Trybunalskim, w dwóch miejscach w Krakowie, w Gorzkowie Nowym oraz w Porębie – tu też znaleziono dwa osobniki, obie miejscowości znajdują się na Górnym Śląsku.
– Mamy dwie lokalizacje kleszczy Hyalomma daleko na północy. Piecki, rejon bliżej Suwałk, to mnie zaskoczyło. Ciekawy rekord na południu Polski, w Porębie. Jedna miejscowość, dwa kleszcze, z różnych domów, przy tej samej ulicy
– komentuje prof. Bajer.
Czy to już lokalna populacja pajęczaków? Czy akurat tam jakiś ptak je „pogubił”:
– Kleszcze Hyalomma „przywożone” są do nas przez ptaki jako osobniki młodociane. Ponieważ w czasie podróży zdążą się napić dużo krwi, to jeżeli mają odpowiednie warunki, mogą przekształcić się w postać dorosłą. Gdy warunki są nieodpowiednie, zginą. Do tej pory zawsze ginęły. Gdybyśmy teraz dostali dorosłego osobnika, wiedzielibyśmy, że musiał zimować w Polsce. Gdyby przyleciał wiosną, nie zdążyłby się rozwinąć z tej młodocianej postaci w postać dorosłą.
Gdzie znaleziono kleszcze? Trzy z pierwszej jedenastki były zebrane z koni, jeden z krowy; dwa zostały zgarnięte przez ludzi z domów.

Dwa gatunki kleszczy
– Jeśli chodzi o ten rok, mamy zgłoszenia kleszczy, ale nie mamy jeszcze żadnej Hyalomma. Na razie bazujemy na 11 kleszczach, które uzyskaliśmy w zgłoszeniach w zeszłym roku. 4 są ciągle badane, w lipcu zostaną przebadane w laboratorium we Francji na obecność wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej. Zidentyfikowaliśmy dwa gatunki. Jeden to Hyalomma marginatum, tzw. kleszcz wędrowny – spodziewaliśmy się, że u nas będzie. Drugi gatunek to kleszcz stricte afrykański Hyalomma rufipes. To ciekawe, że był w stanie się rozwinąć do postaci dorosłej tak daleko na północy
– mówi prof. Anna Bajer.
Pytań jest dużo. Badacze pracują nad odpowiedziami. Czy mamy już rodzime siedliska? Tego nie wiemy. Tysiące larw i nimf trafia do Europy podczas wiosennych migracji ptaków. Wcześniej ginęły z powodu niskiej temperatury i wilgotności, teraz klimat bardziej im sprzyja. Kleszcze to jedno, rzecz druga to wirus. Czy wirus krwotocznej gorączki krymsko-kongijskiej może przeżyć w naszym środowisku?
W Niemczech w ramach badania obywatelskiego w latach 2019-2023 wykryto łącznie 212 dorosłych kleszczy Hyalomma, w tym 132 kleszcze Hyalomma marginatum i 43 kleszcze Hyalomma rufipes (dane z portalu parasitesandvectors.biomedcentral.com). Większość okazów pobrano od koni, niektóre znaleziono pełzające po ludzkich ubraniach lub innych przedmiotach wewnątrz lub na zewnątrz domów. Badanie przesiewowe 175 okazów w kierunku wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej dało wyniki ujemne, ale w 44% próbek wykryto patogenne dla człowieka riketsje.
W południowej Francji (jak podaje www.eurosurveillance.org) w 2022 r. zebrano kleszcze w 33 gospodarstwach hodowlanych koni i 3 gospodarstwach hodowlanych bydła. Zidentyfikowano 997 kleszczy Hyalomma marginatum, a CCHFV wykryto u 13 (1,3%). Rok później spośród nieco ponad tysiąca kleszczy zebranych w gospodarstwach w Pirenejach Wschodnich 14,2% dało w badaniach wynik pozytywny na CCHFV.
Co znajdziemy u nas? Czas pokaże. „Narodowe kleszczobranie” trwa. Naukowcy zachęcają do udziału, do tego, by przesyłać kleszcze.
– Nauka obywatelska jest w Polsce jeszcze mało popularna, a może dużo powiedzieć. To jest dobry trend. Byliśmy w tamtym roku w terenie, ale nie znaleźliśmy nic. Wszystko, co mamy, to jest to, co przysłali nam ludzie. Planujemy kolejne badania, ale obywatele wygrywają z nami, na razie 11:0
– mówi prof. Anna Bajer.
Jak odróżnić go do kleszcza pospolitego i łąkowego?

Jak rozpoznać Hyalomma marginatum? Dorosłe samice są nawet czterokrotnie większe od kleszczy pospolitych w Polsce. Ich ciało ma kolor od rudo-brązowego do prawie czarnego. Mają długie prążkowane odnóża. Szybko się poruszają.
Co możesz zrobić?
Zespół z Uniwersytetu Warszawskiego nadal prowadzi „Narodowe Kleszczobranie” i zachęca każdego do udziału. Jeśli znajdziesz nietypowego kleszcza – większego, z długimi prążkowanymi nogami – nie wyrzucaj go. Przechowaj w szczelnym pojemniku i wyślij:
Zakład Eko-epidemiologii Chorób Pasożytniczych
Wydział Biologii, Uniwersytet Warszawski
ul. Ilji Miecznikowa 1, 02-096 Warszawa
Źródło: naukawpolsce.pl