Zero na wodowskazie nie oznacza końca Wisły – Polska ma duże zasoby wód podziemnych, z których wykorzystuje zaledwie 20 proc., więc wody pitnej nam nie zabraknie
27 sierpnia 2025 roku media w całej Polsce obiegły zdjęcia niemal odsłoniętego dna Wisły. Stan wody w Warszawie spadł do zaledwie 6 cm, a wskaźniki IMGW zbliżały się do wartości „zero”. Widok suchych łach piasku na bulwarach wywołał falę niepokoju i komentarzy, że stolica „zostanie bez rzeki”. To obraz suszy hydrologicznej, która w tym roku szczególnie dotknęła największą polską rzekę.
„Nawet jeśli wodowskaz pokaże zero, to nie oznacza, że rzeka wyschnie”
– uspokaja dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN. Jak przypomina, zero na wodowskazie to tylko umowny punkt odniesienia, a nie rzeczywista głębokość rzeki.

Co oznacza „zero” na wodowskazie?
Wskaźniki IMGW nie mierzą objętości wody ani faktycznej głębokości koryta. Pokazują wysokość lustra wody względem ustalonego punktu odniesienia, który został wyznaczony sztucznie – zazwyczaj poniżej najniższych notowanych stanów.
Dlatego:
- gdy wodowskaz wskazuje 0 cm, oznacza to, że poziom rzeki jest wyjątkowo niski,
- nurt wciąż płynie, tylko znacznie słabszy,
- czasami pojawiają się wartości ujemne, gdy dno rzeki obniży się wskutek erozji naturalnej lub działalności człowieka – np. wydobywania piasku czy pogłębiania koryta.
„Zero na wodowskazie to sygnał alarmowy, ale nie dowód, że Wisła zniknie z mapy”
– podkreśla dr Szklarek.
Susza hydrologiczna w Polsce
Problem dotyczy nie tylko stolicy. Według Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, na 300 stacjach hydrologicznych w sierpniu 2025 r. odnotowano przepływy mniejsze od średniego niskiego przepływu z wielolecia (SNQ). Aż 67 proc. stacji znalazło się w strefie wód niskich, co oznacza, że problem obejmuje cały kraj.
Dr Szklarek zaznacza, że susza hydrologiczna nie oznacza pustych koryt. To termin naukowy, wskazujący, że poziom wody spadł poniżej średniej z wielolecia dla danej pory roku. Na dużych rzekach woda płynie nadal, ale wiele mniejszych cieków w ich zlewniach potrafi w tym czasie wyschnąć całkowicie.
Polska ma spore zasoby wody
Obrazy wyschniętych brzegów Wisły wywołały pytania: czy Polsce grozi deficyt wody pitnej? Tu eksperci uspokajają.
„Mimo okresowych susz Polsce nie grozi brak wody pitnej w skali kraju”
– podkreśla w rozmowie z serwisem naukawpolsce.pl dr Małgorzata Woźnicka, hydrogeolog z Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego (PIG-PIB).
Polska dysponuje udokumentowanymi zasobami dyspozycyjnymi wód podziemnych na poziomie 34 mln m³ na dobę, a wykorzystujemy zaledwie około 20 proc. tego potencjału. Około 70 proc. wody pitnej pochodzi z ujęć podziemnych, które są znacznie bardziej stabilne niż rzeki i jeziora.
„Budowa geologiczna naszego kraju sprzyja magazynowaniu wód. Pod powierzchnią znajdują się wielowarstwowe struktury przypominające tort – przepuszczalne piaski i żwiry przełożone warstwami nieprzepuszczającymi wody, jak gliny czy iły”
– tłumaczy dr Woźnicka.
To właśnie dzięki tym naturalnym zbiornikom wodociągi mogą korzystać z głębszych, stabilnych warstw wodonośnych, które nie wysychają nawet podczas długiej suszy. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli Wisła czy Odra biją rekordy niskiego poziomu, w kranach mieszkańców woda płynie bez zakłóceń.

Jakość wody – prawdziwe wyzwanie
Choć Polska ma stosunkowo bezpieczne zasoby wód podziemnych, prawdziwym zagrożeniem jest ich jakość, a nie ilość. Wody gruntowe i głębinowe, z których korzystają wodociągi, mogą być stopniowo zanieczyszczane przez działalność człowieka.
„Nie raz widziałam, jak gospodarze nieużywaną studnię zamieniali w szambo. To skrajna nieodpowiedzialność! W ten sposób ludzie sami sobie zanieczyszczają wodę pitną, z której korzystają też wodociągi”
– alarmuje dr Małgorzata Woźnicka z PIG-PIB.
Ekspertka ostrzega, że zanieczyszczenia powstające na powierzchni ziemi – np. ze zbyt intensywnego stosowania nawozów, nieszczelnych szamb czy nielegalnych składowisk odpadów – z czasem przedostają się do wód podziemnych. Proces ten może trwać latami, a skutki ujawniają się dopiero po dekadach.
„Usuwanie zanieczyszczeń z warstw wodonośnych jest niezwykle trudne i kosztowne”
– podkreśla Woźnicka.
Susza hydrogeologiczna a studnie prywatne
Susza hydrologiczna widoczna na Wiśle nie oznacza, że całe zasoby podziemne wysychają. Zdarza się jednak, że obniża się zwierciadło wód gruntowych – szczególnie w płytkich warstwach. To właśnie wtedy właściciele prywatnych, płytkich studni mogą odczuwać brak wody.
„Długo utrzymująca się niżówka hydrogeologiczna wpływa negatywnie nie tylko na studnie, ale także na uprawy i lasy zależne od wód gruntowych”
– wyjaśnia hydrogeolog z PIG-PIB. Wodociągi korzystają natomiast z głębszych warstw wodonośnych, znacznie bardziej odpornych na okresowe spadki opadów.
20 tysięcy ujęć wód podziemnych
Według danych PIG-PIB w Polsce działa około 20 tys. komunalnych ujęć wód podziemnych, które zaopatrują mieszkańców w wodę pitną. Drugie tyle stanowią niezarejestrowane studnie prywatne. Te ostatnie – szczególnie płytkie – są najbardziej wrażliwe na skutki suszy i lokalne zanieczyszczenia.
„Woda podziemna przemieszcza się bardzo powoli – w piaskach około 100 metrów na rok. Jeśli wprowadzimy do niej zanieczyszczenia, efekt może ujawnić się dopiero po kilkudziesięciu latach”
– zaznacza Woźnicka.

Monitoring i odpowiedzialność
Nad bezpieczeństwem zasobów czuwa Państwowy Instytut Geologiczny – PIB, prowadzący monitoring w ponad 1500 punktach pomiarowych w całej Polsce. Badania obejmują zarówno ilość, jak i jakość wód podziemnych.
Eksperci podkreślają jednak, że nawet najlepszy system monitoringu nie zastąpi zdrowego rozsądku mieszkańców. Nielegalne zrzuty ścieków, nadmierne nawożenie pól czy porzucanie odpadów mogą w dłuższej perspektywie zagrozić wodzie, z której korzystają całe społeczności.
Klucz: chronić jakość
Podsumowując, choć Polsce nie grozi brak wody pitnej, kluczowe staje się dbanie o jej czystość i odpowiedzialne gospodarowanie zasobami.
„Najważniejsze jest chronić źródła wody przed zanieczyszczeniami. Tylko wtedy zasoby będą dostępne dla przyszłych pokoleń”
– podsumowuje dr Woźnicka.
Źródła: