Wicepremier Tomasz Siemoniak publicznie poparł zniesienie limitu kadencji dla włodarzy. To jasny sygnał, że Platforma może poprzeć kluczowy postulat PSL. Ale w zamian za co?
Siemoniak popiera zniesienie limitu kadencji. PSL dostaje mocny sygnał z Platformy
W debacie o Lex Koryto, czyli zniesieniu limitu dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, pojawiła się ważna deklaracja polityczna. Wicepremier Tomasz Siemoniak, jedna z czołowych postaci Platforma Obywatelska, publicznie opowiedział się za rozwiązaniem, o które od 2018 roku konsekwentnie zabiega Polskie Stronnictwo Ludowe.
PSL od początku sprzeciwiało się wprowadzeniu ograniczenia kadencyjności, uznając je za polityczny cios wymierzony w swoje lokalne struktury. Wypowiedź Siemoniaka nie zmienia układu sił w Sejmie, ale stanowi czytelny sygnał polityczny: stanowisko Platformy wyraźnie przesuwa się w stronę ludowców.
„Tak. Rozmawiam z wieloma samorządowcami (…) Przekonuje mnie argument taki, że to jest w rękach wyborców decyzja, że w ostatnich wyborach samorządowych w ubiegłym roku 40 proc. samorządowców wymieniło się, więc wydaje mi się, że tutaj nie ma co się przy tym jakoś upierać.”
– powiedział Siemoniak w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” 24 października 2025 roku.
Wicepremier zaznaczył, że mechanizmy demokracji lokalnej działają wystarczająco skutecznie, by zapewnić naturalną rotację władzy:
„Jeśli blisko połowę Polacy wymienili swoich wójtów, burmistrzów, prezydentów, niektórych w sposób taki zaskakujący, bo się wydawało, że to wręcz niemożliwe, żeby takie osoby przegrały, to oznacza, że wyborcy są mądrzy. Jeśli ktoś betonuje, jeśli ktoś popada w rutynę, jeśli tworzą się jakieś kliki, no to musi być kontrkandydat, bo to są wybory.”
„Wprowadzenie dwukadencyjności w samorządach było decyzją wbrew samorządowcom.”
PSL dba o stołki
Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział w Zielonej Górze, że PSL nie odpuści walki o zniesienie limitu dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
– Oczekujemy głosowania tego projektu na najbliższych posiedzeniach Sejmu. Chcielibyśmy przegłosować go jeszcze w tym roku. Demokracja to nie limit, tylko wybór. A wybór to decyzja wspólnoty lokalnej, a nie narzucanie ograniczeń
–
powiedział lider ludowców (Interia, 6.10.2025). Dodał też:
– My jesteśmy gotowi do ograniczenia kadencji dla parlamentarzystów. Ale jeśli nie ma ich dla posłów, to nie może być ograniczeń dla samorządów.
Brzmi idealistycznie, ale przekaz jest oczywisty: PSL broni swoich ludzi w terenie. To w samorządach partia ma realną władzę, stanowiska i sieć lokalnych zależności.
Czytaj więcej na ten temat w Fakty Plus – PSL żąda uchwalenia Lex Koryto. A ma się czym targować z koalicjantami
Sukces w wyborach 2024 roku dodał PSL odwagi
W wyborach samorządowych w 2024 roku koalicja Trzecia Droga (PSL + Polska 2050) zdobyła 14,25 proc. głosów i 80 mandatów w sejmikach wojewódzkich, czyli o dziesięć więcej niż pięć lat wcześniej.
Ludowcy utrzymali dominującą pozycję w województwach świętokrzyskim i lubelskim oraz silne wpływy w Mazowieckiem i Podkarpackiem.
Partia dysponuje dziś największą siecią struktur lokalnych w Polsce – ponad 100 tysięcy członków i działaczy.
Dla PSL to życiodajny system naczyń połączonych – z rad gmin, powiatów i spółek komunalnych wyrasta jego realna siła.
Problem w tym, że w 2029 roku wielu z tych ludzi nie będzie mogło już kandydować.
Wprowadzone w 2018 roku przepisy ograniczają liczbę kadencji włodarzy do dwóch.
To oznacza, że samorządowcy wybrani w 2018 i 2024 roku automatycznie stracą możliwość ponownego startu.
PSL kontra prawo z 2018 roku
Gdy rząd PiS wprowadzał limit kadencji, argumentował to potrzebą „odświeżenia elit samorządowych” i walką z układami, które przez lata zdominowały lokalną politykę.
W praktyce chodziło o jedno – osłabienie PSL, które w gminach i powiatach było nie do ruszenia.
Ludowcy odebrali tamtą reformę jak zamach na własne zaplecze.
Dziś chcą ją odwrócić, licząc, że koalicjanci z PO i Lewicy przymkną oko, by utrzymać spójność rządu.
Kosiniak-Kamysz tłumaczy to prostym argumentem: skoro posłowie mogą sprawować mandat przez 30 lat, to dlaczego mieszkańcy gminy nie mogą wybierać tego samego wójta trzeci raz z rzędu?
Jego zdaniem „demokracja lokalna” to właśnie prawo do powtarzania wyboru, nawet jeśli oznacza to wieczną władzę tego samego włodarza.
Społeczeństwo mówi: nie
Problem w tym, że większość Polaków nie popiera pomysłu PSL.
Z sondażu SW Research dla „Rzeczpospolitej” (2025) wynika, że aż 64 proc. respondentów sprzeciwia się zniesieniu limitu kadencji, a jedynie 21 proc. uważa, że włodarze powinni mieć prawo kandydować bez ograniczeń.
Wśród mieszkańców dużych miast ten sprzeciw jest jeszcze większy – sięga 70 proc.
Polacy uznają, że ograniczenie liczby kadencji zmniejsza ryzyko tworzenia się lokalnych układów i sprzyja rotacji kadr.
Tylko niewielki odsetek wyborców podziela opinię Kosiniaka-Kamysza, że długotrwałe rządy tego samego wójta to przejaw dojrzałej demokracji.
Mimo to, wbrew opinii publicznej, PSL liczy na to, że polityczna arytmetyka w Sejmie okaże się silniejsza niż sondaże.
Presja na koalicjantów
Koalicjanci z Platformy Obywatelskiej i Lewicy patrzą na pomysł PSL z wyraźną rezerwą. Wiedzą, że cofnięcie limitu kadencji byłoby wizerunkowo fatalne – mogłoby zostać odebrane jako przyzwolenie na wieczne rządzenie tych samych ludzi w gminach.
Z drugiej strony nie mogą sobie pozwolić na zerwanie współpracy z ludowcami, którzy mimo niewielkiego klubu poselskiego (kilkanaście mandatów) mają znaczenie strategiczne: bez ich głosów większość rządowa jest niepewna.
Dlatego nacisk PSL nie musi przybrać formy otwartego ultimatum.
Wystarczy, że partia zasygnalizuje gotowość do wstrzymania się od głosu przy kluczowych projektach Platformy lub Lewicy – od spraw społecznych po reformy podatkowe – by koalicjanci zaczęli szukać kompromisu.
Ludowcy doskonale to wiedzą. Nie chodzi o siłę liczbową, ale o polityczną dźwignię: w sytuacji, gdy rząd dysponuje kruchą większością, PSL może stawiać warunki.
Religia w szkołach jako polityczna waluta
W tle tej rozgrywki pojawiła się ustawa obywatelska wspierana przez środowisko Ordo Iuris, zatytułowana „Tak dla religii i etyki w szkole”.
Projekt zakłada, że uczniowie mieliby obowiązkowo uczestniczyć w dwóch godzinach religii lub etyki tygodniowo.
Podczas głosowania nad skierowaniem projektu do dalszych prac posłowie PSL-TD zagłosowali razem z PiS i Konfederacją.
Wynik – 231 do 191 – przesądził, że projekt trafił do komisji.
Bez głosów PSL ustawa najprawdopodobniej upadłaby w pierwszym czytaniu.
Nie chodzi więc nie tylko o wspólne wartości, lecz także o czytelny sygnał dla koalicjantów:
jeśli PO i Lewica nie poprą zniesienia kadencyjności, PSL pokaże, że potrafi zawierać doraźne sojusze z prawicą.
Religia słabnie, ale politycznie wciąż się opłaca
Z danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) wynika, że w roku szkolnym 2023/2024 na lekcje religii chodziło 78,6 proc. uczniów, podczas gdy pięć lat wcześniej – 87 proc.
W liceach frekwencja spadła do 30–35 proc., a w największych miastach – do ok. 20 proc.
Z kolei CBOS (2024) wskazuje, że tylko 51 proc. Polaków popiera nauczanie religii w szkołach, a 58 proc. chce ograniczenia liczby godzin do jednej tygodniowo.
Dla PSL te liczby nie mają znaczenia. W małych gminach, gdzie wpływy Kościoła są wciąż silne, polityczny ukłon w stronę religii nadal działa.
Źródła:
- Interia – Kosiniak-Kamysz: demokracja to nie limit, tylko wybór
- Rzeczpospolita – Polacy przeciw zniesieniu limitu kadencji w samorządach
- Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) – Religia w szkole 2018–2023. Uczestnictwo uczniów w lekcjach religii w Polsce
- Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) – Opinie o religii w szkołach publicznych 2024 (komunikat z badań nr 97/2024)
- Fakty Plus – PSL żąda uchwalenia Lex Koryto. A ma się czym targować z koalicjantami
